Serce przy sercu

 

„Nie unikaj tych, którzy też są pogrążeni w żałobie. Bądź z nimi. Opowiedz o sobie, swoim żalu i tęsknocie. Po prostu – serce przy sercu – to często ważniejsze od słów”.

/Terapia Żałoby. Elfie Pogotowie/

Kiedy dwa lata temu powstawały rozważania rekolekcji dla rodziców po stracie, był taki jeden dzień – jedyny, w którym nie było moich rozmyślań. Wykorzystałam wtedy cytaty z wywiadu ze św. Janem Pawłem II. Czułam się nie gotowa na to, aby poruszać tajemnicę ludzkiego cierpienia. Wtedy ks. Tomasz – nasz duszpasterz rodziców po stracie dziecka, powiedział, że przyjdzie taki dzień, kiedy to ja napiszę te rozważania.

Czy ten dzień właśnie nastał? Czy jestem gotowa? Czy na doświadczenie cierpienia swojego lub też drugiego człowieka da się w jakiś sposób przygotować?

W tym miejscu przypominają mi się słowa piosenki:

„Strach mój sprawia, że się cofam,
lecz dzięki Twej miłości
nie tylko na przód idę, lecz biegnę”.

To, co na co dzień odkrywam w swojej pracy, w byciu osobą wspierającą – współtowarzyszącą to dwie pewne zależności. Pierwsza z nich mówi, że osoba cierpiąca (skupiając się na mojej grupie to rodzic po stracie dziecka) nie potrzebuje intelektualizacji doświadczenia utraty, wznoszenia się na wyższy poziom teologii. To nie ma sensu, przynajmniej nie na początku, nie w środku mojego pogrążonego w bólu serca. Potrzebą cierpiącego jest to, aby ktoś był. Bycie obok to najtrudniejsze zadanie, które prowadzi nas do drugiej zależności, że nie wiesz nic, jeżeli nie wejdziesz w życie i cierpienie drugiego człowieka. 

Czym zatem jest bycie z drugim człowiekiem? Ono jest trwaniem, jest najtrudniejszą prostotą naszego bycia z drugim człowiekiem. Doświadczaniem, że nie tylko słowa, ale też i małe gesty codzienności niosą w sobie ogromną wartość, niewyobrażalne bogactwo mojego bycia tu i teraz z samą sobą, bycia z drugim człowiekiem, doświadczenia trwania serca przy sercu. Wyjątkowej duchowej więzi, w doświadczeniu, której nie musisz nic mówić. Ważne, abyś był. Czasami to ta cisza okazuje się najtrudniejsza, tak bardzo się jej boimy, że wywieramy sami na sobie presję, że „musisz coś powiedzieć”. Cisza daje nam odczuć, jak bezsilni jesteśmy w obliczu ludzkiego cierpienia, a jednocześnie pokazuje nam prawdziwe piękno i wartość drobnych gestów jak złapanie za rękę, podanie chusteczki, zaparzenie kubka kawy. Każda ta czynność jest niewypowiedzianym, lecz zawartym w czynie słowem „jestem”. 

Cierpienie jest i pozostaje wciąż dla mnie tajemnicą. Wciąż w trudnych doświadczeniach mojego życia szukam pereł i cieszę się z tych, które znajduję w swojej historii. Odczuwam wdzięczność, gdy znajdujemy je wspólnie z rodzicami doświadczonymi utratą dziecka. Choć bardzo często jest to pewien proces, w którym trzeba przejść przez wzburzone morze emocji. Co jest najtrudniejsze w doświadczeniu własnego cierpienia? To to, że gdy się pojawia, czujesz się bezbronny jak dziecko, które nie ma żadnego doświadczenia i za nim odnajdziesz się w tej nowej dla siebie sytuacji, to czas, pewne decyzje, wybory będą już za Tobą i wiesz, że nie możesz ich cofnąć, a jedynie zaakceptować i przytulić do swojego serca. Najtrudniejszym dla mnie doświadczeniem dziś nie jest śmierć sama w sobie. A doświadczenie niemożności cofnięcia czasu do chwili, gdy moja córeczka umierała i ja mama nie miałam jej wtedy w swych ramionach. To wspomnienie jest jak sącząca się rana, którą co jakiś czas oczyszczam, ale przychodzi taka chwila, że znów się otwiera i wymaga interwencji. Dlatego cierpienia nie da się zmierzyć, zamknąć w granicach czasowych, ono po prostu jest i to jest chyba największa jego tajemnica. 

Przytulam cię dziś moje cierpienie do mojego złamanego serca matki, i dziękuję za każdą perłę, którą mi dajesz. Nie zawsze cię rozumiem, ale akceptuję i przyjmuję to, że jesteś i pozwalasz mi odkryć, że w tym twoim doświadczeniu nie jestem sama. Jest Miłość znacznie większa i potężniejsza, z której mogę czerpać swoją siłę i jednoczy ona mnie w doświadczeniu bycia z drugim człowiekiem.

Przytulam też Twoje cierpienie, ocieram każdą Twoją łzę. Nie ukrywaj jej przed sobą, przed światem. Przytulam Twoje poczucie bezradności i samotności. Serce przy sercu tylko tyle i aż tyle mogę Ci dać. Tylko tyle i aż tyle możesz Ty dać drugiemu człowiekowi.

Pytają mnie, czy ten ból mija? Nie, nie mija, on jest. Pytają, czy mam w sercu pustkę? Nie, ona napełniona została Miłością. Pytają, czy jestem szczęśliwa? Tak, jestem!

Gdyby przyszedł do mnie teraz Pan Bóg i zapytał, czy chcę wrócić do tamtych wydarzeń i coś w nich zmienić, albo całkowicie zrezygnować z tego doświadczenia, wymazać go z serca, z pamięci, z mojego życia. To bez wahania nic bym nie zmieniła i jeszcze raz przyjęłabym to cierpienie na siebie. 

Jesteś Basiu...

Jesteście kochane Dzieci...

i my jesteśmy z Wami! Wierzymy, że pewnego dnia znów się spotkamy. Jednak nasza droga jest jeszcze tu na ziemi i powierzone przez Pana Boga zadania. Wasza droga była prawdziwą autostradą do Nieba. Nasza droga jest kręta i wciąż nam patrzeć trzeba na znaki, aby nie zabłądzić. Każdy ma swoją drogę i swój czas, ale jeden cel, oby tylko szczęśliwie dane nam było tam dotrzeć. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rekolekcje adwentowe dla rodziców po stracie dziecka

Jak wyglądał ten dzień, w którym masz wrażenie, że początek staje się końcem...?

Ostatnie pożegnanie...